poniedziałek, 21 lipca 2014

Powrót, czyli jak wygląda proces tworzenia

Cóż, trzeba przyznać, że długo mnie tu nie było. Jakoś nie przywykłam do pisania bloga, zdecydowanie wolałam uzupełniać fanpage (znajdziecie go oczywiście tutaj), niemniej jednak postanowiłam, iż przybliżę Wam nieco proces powstawania moich mikroobrazów. Mam taką politykę pracy, że oprócz realizacji inspiracji własnych, z chęcią poddaję się życzeniom innych. Zlecenia na zamówienie mają tę zaletę, iż odbiorca jest gwarantowany, a ja dodatkowo realizuję się w projektach, które mnie samej nie przyszłyby do głowy. Ale jest jeszcze trzecia możliwość: klient wie, jaki motyw mamy wziąć pod lupę, nie ma jednak żadnej ostatecznej koncepcji. I o tym właśnie dzisiaj Wam opowiem.

Z Kinią (notabene moją imienniczką) znam się od lat kilkunastu: poznałyśmy się w liceum, a ja podjadałam jej cukierki. :) Aktualnie Kinga jest mamą siedmioletniej Leny i postanowiła zrobić jej prezent z okazji zakończenia roku szkolnego. Koniecznie kolczyki, a tematem przewodnim miało być coś związanego z Harrym Potterem. Po dłuższym zastanowieniu zaproponowałam herb Hogwartu, a Kinia zaaprobowała ten pomysł. O tym, że będzie trudniej niż w zimie na Mount Everest dowiedziałam się później. ;)
Początek jest zawsze taki sam: szlifowanie drewna aż osiągnie ono satynową gładkość. Niestety, czasem oznacza to lekkie cierpienia przy uszkodzeniu skóry dłoni, ponieważ na tym etapie praca w rękawiczkach nie jest możliwa, bo zahaczają o papier ścierny i zwyczajnie utrudniają pracę. Żeby zatem sobie to dość czasochłonne zajęcie uczynić przyjemniejszym bywa np. tak:

Tym razem Dilmah jagodowo-waniliowa, ale repertuar się zmienia :)

Jednakże ostatnio etap szlifowania zaliczyłam na własnym balkonie, w nieziemskim upale, odziana tylko w szorty i górę od kostiumu kąpielowego, więc moje plecy płonęły żywym ogniem przez kilka dni. :)
Kiedy drewno jest już jedwabiste w dotyku, powstaje szkic. Zazwyczaj bez większego trudu jestem w stanie narysować wzór na jednym szablonie, z drugim bywa gorzej. :) W miarę możliwości staram się, aby oba rysunki były precyzyjne i możliwie identyczne, co nie zawsze jest całkowicie osiągalne. Nie używam kalki ani podobnych metod, w końcu to rękodzieło, a nie zabawa w powielanie. Tutaj najtrudniejsze okazało się w miarę dokładne odwzorowanie zwierząt z herbu. Szkicowanie ołówkiem postaci mniejszych niż 1 centymetr, z możliwie dużym zachowaniem detali nie jest takie proste, jak mogłabym sobie tego życzyć. :)

Póki co, wygląda to jak plątanina ołówkowych kresek, ale uwierzcie na słowo - to ma sens! :)
 
W powiększeniu może dostrzeżecie więcej
Pamiętacie przedszkolne kolorowanki? To w dużym uproszczeniu kolejny etap mojej pracy. Nakładanie kolorów zaczynam od najjaśniejszych barw, przy czym każdy kolor nakładam przynajmniej dwukrotnie. Nie używam farb akrylowych czy innych preparatów o gęstej konsystencji. Moje ulubione farby są płynne niemal jak woda, więc aby nie doszło do pomieszania odcieni, kolory nakłada się w dużych odstępach czasu, aby każda barwa zdążyła porządnie wyschnąć. To może trwać nawet kilka dni! Co więcej, farby te potrafią też wchłaniać się w drewno i rozlewać się po wyżłobieniach od cięcia, a to niszczy całą pracę. Dlatego tak ważne jest wcześniejsze staranne oszlifowanie powierzchni – na idealnie gładkim drewnie takie niespodzianki w zasadzie się nie zdarzają. Oczywiście można podjąć tu dyskusję o rodzajach farb – zdaję sobie sprawę, że miłośnicy akryli mają łatwiej :) Rzecz w tym, że nie lubię iść na łatwiznę, a dodatkowo wybrane przeze mnie farby pokrywają drewno pięknie błyszczącą lakierowaną powierzchnią, co nie tylko sprawia, że całość prezentuje się bardziej atrakcyjnie, ale zwiększa też trwałość kolczyków.

Widzicie desenie na tłach w każdym segmencie? :)



Ostatnim etapem jest konturowanie, czyli dość żmudna praca wymagająca cierpliwości i pewnej ręki. Używam do tego pędzelka cienkiego jak włos. Ten etap pracy to przysłowiowa kropka nad i. Potem wystarczy już tylko doczepić bigle.

Schną. Jeszcze pozostaje zmiękczenie linii.

I na koniec – dzieło, a raczej dwa, w pełnej krasie. Pełne wymiary przywieszek to 3x4 centymetry. Dla porównania: pudełko zapałek ma wymiary 3,8x5,3 cm.
 
Koniec :)


Jak Wam się podoba? :) Lena podobno piszczała z radości. :)

czwartek, 14 listopada 2013

A zaczęło się...


...dawno dawno temu, gdy powstała moja pierwsza zawieszka, wykonana z tekturowego serduszka pokrytego... tysiącami warstw lakieru do paznokci. :) A może jeszcze wcześniej, gdy Mama wieszała mi na uszach zamiast kolczyków po dwie czereśnie na wspólnym ogonku? A może wtedy, gdy znalazłam niezwykłej urody kwarc i przy pomocy ozdobnego sznureczka zamieniłam go w naszyjnik? Z perspektywy czasu trudno powiedzieć. Ale wiem, że tworzenie biżuterii pojawiło się niemal równocześnie z fascynacją motylami. Gdy zastanawiałam się nad nazwą dla siebie jako twórcy, moja Przyjaciółka bez namysłu zawołała: "Lady Butterfly!". I tak zostało.

Najpierw był fan page (znajdziecie go TUTAJ), potem własna domena, ale teraz czas na inne publikacje. Dziś rozwijam różne techniki, by nie wiało nudą (choć malowanie kocham chyba najbardziej), a na stronach tego bloga postaram się uchylić Tobie nieco tajemnic mojej pracowni.

Witaj w moim świecie, Drogi Czytelniku. :)

To pierwsze skrzydlate stado kolczyków, jeszcze przed zamontowaniem bigli. Potem pofrunęły do nowych właścicielek. :)